02 lipca 2015

Rozdział I

Rozdział I


Lil siedziała w dusznej klasie patrząc się znudzonym wzrokiem w okno. Chłopak siedzący obok niej nerwowo stukał palcem w blat ławki. Nauczycielka ubrana w czarną ołówkową spódnicę i białą koszulę z żabotem stojąc pod tablicą klasy wręczała kolejnym uczniom świadectwa ukończenia klasy.
- Liliana Jaworska - powiedziała z uśmiechem na ustach belferka.
Lil wstała i pewnym krokiem podeszła do tablicy.
- Gratuluję świadectwa z wyróżnieniem. Bardzo dobrze wyszłaś w tym roku - rzekła kobieta ściskając dłoń podopiecznej.
- Też się cieszę, pani profesor - odpowiedziała Lil z wymuszonym uśmiechem.
Wzięła świadectwo i wróciła na swoje miejsce. Po wręczeniu dokumentów reszcie klasy nadszedł czas na pożegnanie.
- To był bardzo miły rok szkolny. Dziękuję wam za to, że tak wspaniale sprawowaliście się przez ten czas. Jeszcze raz gratuluję wszystkim wyników... I oczywiście życzę wam miłych i bezpiecznych wakacji. Do zobaczenia we wrześniu - dodała na chwili z jeszcze szerszym uśmiechem.
Pisk odsuwanych krzeseł poinformował znudzoną Lil, że można już wyjść z sali.
Nareszcie wolne, nadeszły tak długo wyczekiwane wakacje. Lubiła swoją szkołę, jej klasa była bardzo sympatyczna. Jednak ten rok był bardzo męczący, a myśl o odpoczęciu od tego całego zgiełku sprawiała, że miała ochotę skakać z radości. Wzięła swoją torbę z ławki i wyszła z pomieszczenia.
Na korytarzy pełno było od rozchichotanych i radosnych uczniów. Gwar rozmów i śmiechu niósł się po całej szkole.
Lil spokojnym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia, gdy ktoś nagle złapał ją mocno w talii.
- Hejcia, słonko - krzyknęła radośnie Anita.
- Matko, An! O mało zawału nie dostałam! - odpowiedziała z trudem dziewczyna łapiąc się za klatkę piersiową.
- Daj spokój! Aż tak jestem straszna, rudziaczku? - zaśmiała się kręcąc na palcu kosmyk swoich kobaltowych włosów.
- Wiesz doskonale, że mam słabe nerwy. A tak w ogóle, gdzie zgubiłaś Sebę?
- Poszedł załatwić jakąś sprawę ze świadectwem. Jakiś błąd czy coś...
- Ohayou! Co tam? Jak się czujecie na wolności? - zawołała podbiegając do nich Kyomi.
- O! Nasza lolitka przybyła! Ale żeś się odwaliła, moja droga - zagwizdała z uznaniem Anita.
- A co? Na zakończenie można zaszaleć! Praktycznie są już wakacje - powiedziała spoglądając na swoją rozkloszowaną sukienkę z falbankami i słodkie buty na koturnie. - Poza tym Lil też nieźle się wystroiła. Gorset, koczek i trzewiczki...
- Niech chociaż na zakończeniu roku zobaczą moją prawdziwą twarz - powiedziała uśmiechając się Lil mrugając przy tym porozumiewawczo do koleżanek.
- Co tu się dzieje? Sabat czarownic? Na Łysą Górę z tym, a nie na korytarzu szkolnym! - krzyknął wysoki blondyn w marynarce w kratę podchodząc do grupki dziewcząt.
- Matko, Darek. Ja ty żeś się ubrał?! - parsknęła śmiechem Kyomi.
- Kolejni... - mruknął obrażony chłopak.
- Dajcie mu spokój - powiedział Sebastian obejmując Anitę w pasie. - Już wystarczająco Darecki dał mu popalić przez tą marynarę.
- Jak tam sprawa ze świadectwem?
- Znowu mi nazwisko z błędem napisali - odpowiedział posępnie Seba. - Czy oni się nigdy nie nauczą, że nazywam się "Łucki", a nie "Łódzki"?
- Ale poprawili? - zaciekawiła się Lil.
- Poprawili. Ale jakbym nie przyszedł do nich to by nawet nie zauważyli...
- Dobra! Koniec smętów i problemów - oznajmiła stanowczo Kyomi. - Macie jakieś plany na wakacje?
- No my z Sebą mamy pod koniec sierpnia jechać na koncert do Berlina, ale tak ogółem to raczej nie mamy nic w planach - powiedziała po chwili An.
- A wy?
- No ja jestem wolny całe 2 miechy. Miałem jechać do wujka do Anglii, ale nic z tego nie wyszło - Darek ziewnął głęboko przeciągając się przy tym.
- W sumie to ja też nic nie robię... - oznajmiła po chwili namysłu Lil.
- Bo jeśli wszyscy jesteśmy wolni to może byśmy się gdzieś razem wybrali? - uśmiechnęła się do przyjaciół Kyomi.
- Świetny pomysł - uradowała się niebieskowłosa. - Jakieś propozycje?
- Moja ciocia ma domek na Mazurach. Kiedyś coś wspominała, że mogę w któreś wakacje wpaść do niej. Mówiła też, że mogę zaprosić też znajomych.
- Serio? Fajną ciocię masz, Lisia - uśmiechnął się Seba.
- No... - powiedziała bez przekonania Lil. - Ogółem okolica jest śliczna. Domek stoi w lesie, jakieś 2km od miasteczka. Niedaleko jest jezioro z krystalicznie czystą wodą...
- Innymi słowy - raj. Żyć, nie umierać - rzekła Anita.
- Czyli co? Mazury?
- Mazury!
- Lil, obgadaj szczegóły z ciocią i daj nam znać jak już się wszystkiego dowiesz - postanowiła Kyomi.
- Dobra. Wstępnie umawiamy się na pojutrze?
- Okey - powiedziała An. - Już nie mogę się doczekać.

***

Dwa dni później cała paczka spotkała się pod domem Seby. Słońce świeciło, skwar przypiekał trawniki na osiedlu domków jednorodzinnych. Na podjeździe stało czarne BMW. Dookoła niego kręcili się Darek, Seba i Kyomi.
- Serio jest ci potrzebne AŻ TYLE rzeczy? - zapytał zdziwiony Sebastian.
- A czego się spodziewałeś? Jedziemy na całe dwa tygodnie! Jestem kobietą, potrzebuję wiele rzeczy. Poza tym, ta walizka i torba to wcale nie jest tak wiele - odparła urażonym tonem Kyomi.
- Dajcie już spokój - zawołała z wnętrza samochodu Lil. - Pakujcie to do bagażnika i jedziemy, bo nigdy nie dotrzemy na miejsce.
Obaj chłopacy westchnęli ciężko i posłusznie spakowali resztę bagaży. Wszyscy zajęli swoje miejsca w aucie, po czym ruszyli wzdłuż ulicy w stronę autostrady.

***

Samochód jechał po równym asfalcie autostrady. Piątka przyjaciół śpiewała radośnie piosenkę lecącą z głośników.
"What can you do? What can you do?
With a brat like that always on your back
What can you lose? What can you do?
What can you do?
With a brat like that always on your back
What can you lose, lose?"
- Beat on the brat - zaśpiewała Anita potrząsając włosami.
- Beat on the brat - zawtórowała jej Lil.
- Beat on the brat with a baseball bat. Oh yeah, oh yeah! - Darek uderzał palcami w kierownicę w takt muzyki.
- Uh Oh! - Kyomi próbowała tańczyć na swoim miejscu.
- Helena! Szalejesz - Seba zaśmiał się słysząc dźwięki wydawane przez przyjaciółkę.
- Nigdy. Więcej. Nie mów. Do mnie. HELENA! - obrażona dziewczyna pogroziła mu palcem.
- Już dobrze, dobrze. Nieźle wyjesz.
- Dziękuję - zaśmiała się lolitka.
- Daleko jeszcze? - zapytała Anita.
- Jeszcze jakieś 100km - odparł Darek.
- Daleko... - mruknęła Lil.
- Owszem, ale z tego, co mówiłaś, będzie warto - dodał z uśmiechem chłopak.
- Gdyby nie te kłopoty z oponą pewnie bylibyśmy już na miejscu - jęknęła Kyomi.
- Pewnie tak... Ale przynajmniej mieliśmy czas, żeby coś zjeść.
- I zdążyła nas zaczepić jakaś zdziwaczała staruszka. "Nie jedźcie tam! Jeśli życie wam miłe, zawróćcie!" - parodiował piskliwym głosikiem Seba.
- To było trochę przerażające - stwierdziła Lil. - Wyglądała na wystraszoną i miałam wrażenie, że była przekonana o swojej racji.
- Daj spokój - machnął ręką Darek. - Gdybym ja miał się przejmować każdym świrem, który mi grozi lub przepowiada śmierć to bym już dawno w wariatkowie skończył. A ta  staruszka stanowczo powinna iść się leczyć.
- No na zdrową to ona nie wyglądała. Widzieliście jaka ona była blada i chudziutka? - powiedziała z przejęciem Anita.
- Spokojnie, kochanie. Nie przejmuj się tym dłużej - Seba próbował uspokoić swoją dziewczynę.
- Racja. Aktualnie moim największym zmartwieniem powinien być ograniczony dostęp do internetu w tym naszym lesie...  - zasępiła się wyciągając z kieszeni spodni swój telefon. - Ostatnie chwile z moim kochanym Twitterkiem...
- A ta znowu swoje - zaśmiała się Kyomi. - Co ty właściwie tam robisz?
- Piszę.
- Z kim?
- Ze znajomymi!
- Ale przecież żadne z nas, z wyjątkiem ciebie, nie ma Twittera!
- Czy ty myślisz, że jesteście moimi jedynymi znajomymi?! - oburzyła się Anita.
- Wyluzuj, kotku - zaśmiał się Sebastian.
Cała paczka rozchichotana i roześmiana jechała dalej prostą szosą w kierunku Mazur. Mimo, że każde z nich próbowało traktować incydent z szaloną staruszką z przymrużeniem oka i z rezerwą, podświadomie czuli, że coś jest nie tak. Obawiali się czegoś, czegoś jeszcze niesprecyzowanego. Jednak niedługo mieli się dowiedzieć, co to takiego było.

28 marca 2015

Prolog

Prolog

Wiekowy las spowijał woal srebrzystej mgły. Ogromne świerki i sosny górowały nad taflą dużego jeziora. Wiatr hulał między drzewami, a jego wycie roznosiło się po całym lesie. Światło księżyca oświetlało mdłym blaskiem stare kurhany. Były one jednymi z niewielu pozostałości po dawnych mieszkańcach tych terenów. Nikt ich nie odwiedzał od wieków. Mieszkańcy pobliskiej wioski nie zapuszczali się do tej części lasu. Starsi twierdzili, że to miejsce jest przeklęte. Młodzi reagowali na te słowa śmiechem i traktowali je niczym straszaki dla małych dzieci. Mimo to, każdego z nich przebiegał dreszcz na samą wzmiankę o tym miejscu. Jedynymi żywymi istotami, które odwiedzały starodawne cmentarzysko były leśne zwierzęta. Choć i te pojawiały się tam z rzadka. Wolały one spędzać czas w głębi lasu lub nad jeziorem. Wodę szczególnie sobie upodobało pewne stado jeleni. Łanie jadły spokojnie trawę, a byk stał na straży i uważnie nasłuchiwał. Wybrana przez nich polana nad jeziorem była idealnym miejscem na wypoczynek. Bezpieczne, pełne pożywienia oraz z dostępem do wody miejsce. Dumnie wyprostowany jeleń stał spokojnie spoglądając na swoje stadko. Nagle jego spokój zmącił cichy, dotąd nieznany mu dźwięk. Zastrzygł uszami. Ledwo słyszalny szmer dochodził od trony wody. Jeleń skierował swój potężny łeb w jej stronę. Mgła przysłaniała taflę jeziora, więc zwierzę nie było świadome bliskości śmiertelnego zagrożenia.
Szmer nabierał na sile. Zainteresowane zwierzę ruszyło powoli w stronę wody. Ostrożnie stawiało kroki na miękkim mchu. Było coraz bliżej. Nagle coś w głębi lasu trzasnęło. Ktoś lub coś złamało suchą gałązkę. Jeleń i jego stado skoczyło w głąb lasu spłoszone, nieświadome swego szczęścia. Chwilę później spokój jeziora zmącił nagły ruch. Z głębi zaczęła wynurzać się bliżej nie określona sylwetka. Cała ociekająca wodą wyszła na brzeg, na którym przed chwilą przebywało stado.
Postać ruszyła chwiejnym krokiem ku ciemnej ścianie drzew.
Już niedługo...
Już niedługo stanie się to, na co tak długo czekał. Nareszcie nadszedł jego czas. Po tylu latach. W końcu ziszczą się sny. Najgorsze sny jakie można wyśnić.